Payday loan


czwartek, 25 kwietnia 2024

"Nie zapomnij, szkoło, tej prawdy najprostszej, że dziecku trzeba miłości, miłości, miłości."

Kornel Makuszyński

Spis treści

Organy szkoły

DLA UCZNIA

DLA RODZICA

DLA NAUCZYCIELA

Licznik odwiedzin
363359
dzisiajdzisiaj14
wczorajwczoraj878
w tym tygodniuw tym tygodniu5470
w tym miesiącuw tym miesiącu20943
gości on line 6

       Co roku w naszej szkole odbywają się wycieczki dla klas I-III, IV-VI i gimnazjum. Tak było też i 6 czerwca br., ale po morzu przyszła pora na góry. Jechaliśmy do miasteczka Karpacz w Karkonoszach. Wycieczka była trzydniowa, ale było mnóstwo wrażeń.

I dzień

       Pierwszego dnia wstaliśmy z pianiem koguta. Uczestnicy musieli być przed szkołą już o 645, więc trzeba było się trochę pomęczyć. Na parkingu przed szkołą „stał” problem, a konkretnie samochód Inspekcji Transportu Drogowego. Potrzebowaliśmy nowego kierowcy, więc firma wysłała pana Janusza, który już wcześniej wiózł do Torunia naszych młodszych kolegów i koleżanki. Wyjechaliśmy, co prawda z dwugodzinnym opóźnieniem, ale mieliśmy uśmiechy na twarzach. Podczas jazdy niektórzy zauważyli jak zmienił się krajobraz za oknem - zamiast równin widzieliśmy już tylko góry. Zwiedziliśmy po drodze toaletę na stacji benzynowej i zajazd, chociaż nie było tego w planie. Zatrzymaliśmy się w Kowarach, gdzie zwiedziliśmy Sztolnie, w których początkowo wydobywano rudy żelaza, a potem uran. Było tam przyjemnie chłodno (tylko 8oC), ale gdy wróciliśmy zanosiło się na burzę, która rozpętała się w nocy. Najbardziej podobał   nam się pokaz świateł laserowych. Nie ma z niego jednak żadnego zdjęcia, gdyż to mogłoby uszkodzić aparat. W końcu dotarliśmy do naszego noclegowiska - Domu Wypoczynkowego „Bachus” w Karpaczu. Głodni, z niecierpliwością czekaliśmy na obiadokolację. Byliśmy też trochę zaniepokojeni, ponieważ nigdy nie smakowało nam jedzenie na wycieczkach. Ku naszemu zdziwieniu pomidorówka, ziemniaki, kotlet i surówka były przepyszne! Zadowoleni poszliśmy spać (ale tylko niektórzy!).

 

II dzień

       Następnego dnia, umyci i ubrani zeszliśmy na śniadanko. Trzeba było się porządnie najeść, bo szliśmy w góry, a taki spacer to nie lada wyzwanie. Jajecznica nam smakowała, ale wiele osób uszykowało sobie kanapki na drogę. Spakowani wyruszyliśmy. Pani przewodnik była bardzo miła. Najpierw wjechaliśmy wyciągiem krzesełkowym na Małą Kopę. Z Kopy ruszyliśmy w stronę schroniska Dom Śląski, a potem na Śnieżkę marsz! Wiele osób powtarzało sobie koszmar wchodząc na najwyższy szczyt Sudetów i Karkonoszy. Ale udało się! Ze szczytu widzieliśmy potężny hotel Gołębiewski, a niektórzy żartowali, że widzą Kruszewo. Na miejscu zwiedziliśmy kaplicę św. Wawrzyńca, a po zejściu ze Śnieżki schroniska Strzecha Akademicka i Samotnia. Zanim wróciliśmy do noclegowiska obejrzeliśmy z zewnątrz świątynię Wang oraz zrobiliśmy zakupy w sklepie z pamiątkami i w Żabce, aby kupić coś na drogę. Rozgrzał nas ciepły rosół, frytki i pyszne szaszłyki. Zmęczeni kilkugodzinną wędrówką już mieliśmy zamiar iść spać lub, jak niektórzy pójść na małą imprezę do sąsiedniego pokoju, gdy dowiedzieliśmy się, że czeka nas „poważna rozmowa” w stołówce. Przestraszeni byliśmy tak cicho, że pani, która była właścicielką nie poznała nas. Odetchnęliśmy z ulgą, gdy okazało się, że nasi opiekunowie, pan Rafał Wylegała, pani Małgosia Urban i pani Alicja Mazur chcieli nas tylko przestraszyć, abyśmy szybko znaleźli się w umówionym miejscu. Miały być konkursy. Świetnie odpowiadaliśmy na pytania, ułożyliśmy wiersze o wycieczce, śpiewaliśmy piosenki o górach, a nawet tańczyliśmy „Taniec niedźwiedzia”. Przed ogłoszeniem wyników właścicielka ośrodka opowiedziała nam o budynku, w którym spaliśmy. Okazało się, że wybudowano go w 1602 roku, czyli tyle, ile metrów ma Śnieżka. Wygrały drużyny „Lady Dagi” oraz naszej „blondynki Kuby”, drugie miejsce zajęła „spółka Zuzy”, a trzecie „spółka Cichego”. Nagrodą były pierniczki i cukierki, którymi się podzieliliśmy. Ci, którzy po raz pierwszy stanęli na Śnieżce mieli przyjąć chrzest. Zjedliśmy łyżeczkę chrzanu z musztardą, a policzki wysmarowali nam jakąś maścią z ziołami firmy „Sztolnie w Kowarach”. Na końcu złożyliśmy przysięgę, ale wątpię, żeby ktokolwiek dwa razy w tygodniu wspinał się na Śnieżkę. Tej nocy zamiast biegać po korytarzu zasnęliśmy jeszcze przed północą!

III dzień

       Tego dnia śniadanie odbyło się później. W planach był basen, więc aby starczyło nam sił na pływanie na stole stały pyszne i pożywne parówki jak z podręcznika zdrowego żywienia. Potem każdy spakował tobołki i w drogę! Torby wylądowały w autobusie, a my ruszyliśmy do hotelu „Sandra”, gdzie był aquapark. Dużo osób chodziło na zjeżdżalnie. Jedna z czterech była zamknięta, druga miała w środku światełka, w trzeciej zjeżdżało się w dużych kołach, a ostatnia, czerwona była tak szybka, że jazda zajmowała około 10 sekund. Była tam też wodna dżungla, czyli basenik dla dzieci (tam także często bywaliśmy), basen sportowy, rwąca rzeka i jacuzzi. Później ponownie odwiedziliśmy Kowary. Tym razem poszliśmy do Parku Miniatur Zabytków Dolnego Śląska, gdzie po raz drugi (zgodnie z przysięgą) weszliśmy na Śnieżkę, choć trochę niższą. Następnie ruszyliśmy do ukochanego Kruszewa. Po drodze był oczywiście McDonald.

       Wycieczka była fantastyczna i nie możemy się doczekać następnej, Ci, którzy nie byli niech żałują!